To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem. — Paulo Coelho



To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem. — Paulo Coelho







wtorek, 30 sierpnia 2011

Ślub w gipsówce

Zlecenie "wzięło" się zupełnie z wiatru... Tak z "niespodziewajki" :)
Wszystkie ustalenia odbyły się przez telefon i mailowo. Panna Młoda w Irlandii, ja w Polsce. Jak bez patrzenia w oczy wyczuć emocje, bez bezpośredniego kontaktu określić charakter osoby? Nie miałam nawet zdjęcia sukni.. Wszystko musiałam sobie wyobrazić ... A jednak!
Okazuje się, że można!!!
Można na podstawie barwy głosu wyczuć to, co ma być zaakcentowane, co dla NIEJ jest ważne....
Pierwsza rozmowa to dylematy: podobają się jej słoneczniki,podoba się gipsówka... Jeden i drugi rodzaj dekoracji pasuje do sierpniowej, romantycznej PM...
Potem podróż do kościoła, aby zorientować się jaki charakter ma wnętrze.
O sukni wiedziałam tylko tyle, że jest ecrue , ma kształt litery A,bez większych zdobień....
W następnej rozmowie po paru minutach stawiamy na gipsówkę z eustomą...
Zazwyczaj bukiet PM stanowi podstawę do ustalania koncepcji pozostałych dekoracji : auta, kościoła,sali. Tutaj stało się na odwrót: najpierw powstały trzy wersje dekoracji kościoła, z których jedna szczególnie przypadła do gustu Pani Ani. I to gipsówkowe kule stanowiły kanwę dla bukietu ślubnego, który w sposób finezyjny wykonała Kwiaciarnia Pokusa.


Nie udało mi się przekonać Młodych do konsekwentnego zastosowania gipsówki w dekoracjach pod ołtarzem.... Widziałam tam trzy różnej wielkości kuliste bukiety z gipsówki, umieszczone w na szklanych podstawach różnej wysokości...



Ale, jak to określiła Pani Ania : musi być coś dla niej i coś dla ludzi...

Za to udało mi się przekonać PM, że zamiast sztucznych kwiatów będących stałą dekoracją tego pięknego samochodu, można zastosować minimalistyczne pomponiki, które niczego nie zasłonią, a podkreślą, że w tym dniu jest to pojazd ślubny TEJ Pary Młodych.



Nawet kierowca się rozczulił :)

Wydawać się może, że dekoracje są czymś nieistotnym w kościele, bo przecież zawsze jakoś tam jest "ubrany", tak naprawdę msza trwa tylko kilkadziesiat minut... Ale...
Po raz kolejny byłam świadkiem, jak ludzkie emocje zmieniają się, wznoszą pod wpływem otoczenia!
To niedowierzanie : naprawdę to wszystko żywe?????
Ksiądz Proboszcz (notabene, daj Panie Boże we wszystkich świątyniach takich gospodarzy!) dojrzał nawet kryształy w szklanych lampionach i przyszedł powiedzieć, że zaskoczyły go i bardzo mu się podobały.Pytał, czy to prawdziwe brylanty :)...







Skoro nieważne, dlaczego zupełnie obca osoba przytula się do mnie, ściska i czuję, że słowo "dziękuję" ma właściwe znaczenie? Przecież zapłaciła za to wszystko ?..
Albo kościelny, który przyszedł zapytać jak o to dbać, żeby jeszcze długo zdobiło świątynię....
Ale najbardziej rozczuliła mnie pewna starsza pani.
Młodzi i goście wyszli z kościoła, przed wejściem składano życzenia. A ona dalej siedziała...
Chcieliśmy wykorzystać 10 minut, które zostało do nastepnej mszy. Uwijaliśmy się między świecznikami zdmuchując płomienie. Kiedy znalazłam się obok niej, złapała mnie za rękę i westchnęła : "Pani, tu jak w Holiłudzie, jak pięknie...."
I chociaż jak zwykle po kolejnym "zamęściu" padam na twarz, takie chwile dodaja skrzydeł, są paliwem do zaangażowania się w kolejne przedsięwzięcie z taką samą pasją , całą sobą...

2 komentarze:

  1. Hanusiu piękne prace... bardzo w moim stylu, i lepiej niż w Holiłudzie :)
    jestem pod wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  2. Olu,dzięki za słowo... Czasem tyle znaczy.. Więcej niż..
    Zagoniona jestem, dlatego dopiero dziś dziękuję..:)

    OdpowiedzUsuń