To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem. — Paulo Coelho



To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem. — Paulo Coelho







wtorek, 1 listopada 2011

Wrzesień zapowiadał się nieciekawie....

1 września mój syn skręcił nogę na treningu.Ogromny ból, noga zablokowana, kolano jak bania.Tradycyjnie , moje dzieci chorują i uszkadzają się w godzinach, kiedy dostęp do państwowej opieieki medycznej jest mocno utrudniony. Trzy godziny spędziliśmy w ambulatorium chirurgicznym, żeby dowiedzieć się, że zmian kostnych nie ma, ale co jeszcze mogło się uszkodzić, nie wiadomo.... Bo gabinet USG pracuje tylko 6 godzin dziennie. W związku z tym wykonano tylko punkcję kolana i szykowano Grubego do zagipsowania nogi. Na szczęście trafiliśmy na młodego lekarza, jeszcze nie przeświadczonego o swojej nieomylności i bóstwie, który wyraził zgodę na moje sugestie, żeby od gipsowania odstąpić, dopóki nie sprawdzę, czy w kolanie coś jeszcze się nie popsuło. Dwa dni później, oczywiście na prywatnej wizycie ( na NFZ termin oczekiwania 2 tygodnie przy urazie sic!) bez żadnych dodatkowych urządzeń lekarz postawił diagnozę: na 99% zerwane więzadło krzyżowe tylne, złamana łąkotka, na 90% zerwane więzadło krzyżowe przednie. Konieczna operacja.Można tradycyjnie : rozpruć kolano w szpitalu w Kielacach, albo artroskopem... Ale na artroskop się czeka , bo są tylko dwa : Starachowice lub Końskie. Znowu mam fart: lekarz pracuje w placówce posiadającej to urządzenie. Dodatkowo jest w stanie zrozumieć sytuację dziecka : nowa szkoła, pierwszy rok, przedmioty zawodowe, trzymiesięczna nieobecność (wliczając pobyt w szpitalu i czas na dojście do siebie), to praktycznie przekreślenie jego "być" w tej szkole. Pomimo, ze już podjęlismy kroki o nauczanie indywidualne... Umawiamy się: On monitoruje, czy nie wypadł jakiś pacjent planowy (choroba, złe wyniki etc.), ja przygotowuję ekwipunek szpitalny i jestem gotowa na dostarczenie dziecka w ciagu dwóch godzin od jego telefonu , że można do szpitala.Jak na porodówkę, cholerka! W międzyczasie informacja : jedyne zlecenie ślubne na wrzesień zostało odwołane...Zła wiadomość dla mnie, ale rozumiem: W obliczu tragedii w rodzinie nikt nie myśli o zabawie...Nawet nie mam ochoty zachować zaliczki...
A w planach miałam, że to zlecenie pomoże mi sfinansować koszt udziału w warsztatach w Dąbrówce Kościelnej koło Gniezna...Wyjazd planowałam od wiosny...
We wrześniu wykonałam tylko jeden skromny bukiecik...


I tyle...
Zbliżał się termin wyjazdu, a ja biłam się z myślami...Mój Mąż, duszek nieoceniony widząc moje rozdarcie , jak zwykle poszedł w sukurs : chcesz jechać?
- No JAK???? BAAAArdzo!!!
- To jedź, jakoś damy radę...Nie musimy tyle jeść, przesuniemy płatności, z czegoś zrezygnujemy...Może z domu nas od razu nie wyrzucą pod most...,.
Rano wsiadłam do samochodu i zastanawiałam się, czego nie wzięłam... Jadąc chciałam ominąć remontowany most w Sulejowie i pojechałam objazdem... Nagle utknęłam w 4- kilometrowym korku na wahadle. Dzwoni telefon :
Pan doktor: proszę dostarczyc dziecko na zabieg.Jak będziecie na izbie, prosze zadzwonić wyjdę i pomogę.
Ok! Panie doktorze, tylko ja jestem 100 km od domu, dzwonić będzie mąż, ja nie zdążę dojechać.
Dzwonię do Miśka : startujcie, ja się dociągnę, jak uda mi się wydostać z tego korka.
Misiek: zgłupłaś?Jedziesz dalej, damy radę!!!To nie niemowlak...Nie musisz podawać mu piersi! Jedź i rozwijaj się!!
Chwila konsternacji :jak to?
Ale po chwili pomyślałam - ma rację! Nie zostawiłam dziecka bez opieki, ma 16 lat, Ojca, Siostrę, Prawieszwagra, a ja mam telefon...Moje Mądre Stworzenie!!!
Za pół godziny telefon: gdzie skierowanie?
O cholera!!!! No jak gdzie???? U mnie w torebce!!!!
-Zapytaj, czy może być od lekarza pierwszego kontaktu?
-Może.
-Jedź do naszej przychodni, załatwię!
Ubłagałam przez telefon panie w rejestracji, żeby porozmawiały z lekarzem, a ja im faksem prześlę kartę informacyjną z ambulatorium i skierowanie.
I wiecie co? W naszym kraju wysłanie faksu z urządzenia inego niż własne jest niemożliwe!!!! Ani urząd pocztowy, ani urząd gminy takiego faksu nie wyśle. Stacje benzynowe twierdzą, że nie posiadają.... Akurat!
Przez te cudawianki droga zjęła mi 6,5 godziny...
Rzutem na taśmę weszłam do placówki banku - niech będzie, że reklama - NORDEA to była. Pani przy stanowisku wytłumaczyłam, że ja, były bankowiec wiem, że fax posiadają na bank i ja jako koleżanka po fachu proszę o pomoc...
Ptrzesympatyczna kobitka wzięła ode mnie papiren i próbowała wysłać. Ale numer był zajęty, więc zaproponowała, że skseruje i będzie ponawiać co kwadrans.... Z całym zaufaniem zostawiłam jej to... Pieniędzy nie chciały.... Gniezno, to była ostatnia miejscowość, w której coś mogłam, dalej był brak zasięgu. Fax doszedł, DZIĘKI KOLEŻANKI!!!!
W Dąbrówce było... cudnie!!!

Takie bezzasięgowe miejsca nie robią już na mnie wrażenia, bo zafundowałam sobie coś w tym klimacie na codzień (z pełną świadomością konsekwencji życia w takim miejscu, wszystkich plusów i minusów)_, ale sama estetyka otoczenia zawsze działa na mnie...Dołóżmy do tego spotkanie osób, które do teraz były tylko wirtualne.... No i okazało się, że warto było jechać te prawie 400 km, żeby spotkać "drugiego człowieka", stwierdzić, że dom może być pod różnymi pojęciami, nauczyć się rzeczy, o których w żadnym podręczniku nie napisano słowa..
Nauczyć się patrzenia przez obiektyw aparatu na swoje prace : AGnieszko dzięki za łopatologię :)
to dzięki Tobie tak przedstawiam moje prace...



Choć zdjęcie nie przedstawi nigdy całej prawdy, może ją przyblizyć.. Miałaś świętą rację!!!


Mogłam przy okazji tego spotkania wymienić się doświadczeniami...Choć moje sa ubogie, mam nadzieję, że ode mnie też ktoś coś wziął...
I nagle stojąc w tej przestrzeni ...

dzwoni telefon...
MAX???
Wprawdzie kiedyś rozmawialiśmy, że jeśli będzie potrzebna pomoc przy przygotowaniach do ślubu stulecia, to ja chętnie, a MAx - "na pewno zadzwonię"- ale traktowałam to kurtuazyjnie...
Międzynarodowy Mistrz Polski, Vice Mistrz Europy we Florystyce i ja????
Aż tu stoję w Dąbrówce, a MAx pyta, czy w czwartek mogę być?
Odpowiedź mogła paść jedna : TAK!!!!!
A potem taniec Indiański z przytupami!!!!!! Ludzie patrzyli jak na wariatkę!!!!!
A ja wiedziałam, że oto przede mną szansa na uczestnictwo w czymś, co zdarza się floryście raz, może dwa w życiu... Ogólny, mglisty zarys znałam z opowieści... Ale.... Cokolwiek by to było : miałam okazję pracować z MISTRZEM i z MISTZROWSKIM TEAMEM!!! Wiedziałam, że z tego wyjdzie COŚ NIESAMOWITEGO!!!!
Znów dylematy: Rodzina, obowiązki... Telefon do mojego FILARA: Wracam i jadę jutro do Maxa, co Ty na to?
Euforii nie było, ale było zrozumienie: Jedź! Damy radę!

Wróciłam do domu późno w nocy w środę,po drodze wemknęłam się do szpitala, do dziecka, żeby choć ucałować, dotknąć, popatrzeć w oczy, czy na pewno ok!,
W domu ucałowałam buziaki śpiące, przepakowałam się i rano pojechałam w drugą stronę...
Żeby nie zanudzać , na dziś tyle.. A dalej się działo...

6 komentarzy:

  1. Masz wspaniałych chłopaków, dali sobie radę bez Ciebie, a Ty "się rozwijaj dziewczyno". Gdzie w rezultacie wylądował Twój syn, Końskie, czy wiesz, że to moje rodzinne miasto, przeżyłam tam 20 lat. Ciągle zbieram się żeby napisać do Ciebie maila, ale na to muszę znaleźć spokój..przesyłam Ci buziaki takie pachnęce jesiennymi liścmi, Twoje bukiety są przecudne :) a i czekam na ciąg dalszy..

    OdpowiedzUsuń
  2. Noooo koleżanko!!!! To juz Ci nie popuszczę :), toż to rzut beretem do Światełka!!!! Mam nadzieję, że czasami odwiedzasz Rodzinkę? Jola, obiecaj, że przy najbliższej wizycie zajrzysz też i do mnie, coooo? Serdecznie zapraszam....
    Marek miał zabieg w szpitalu w Końskich.I choć to placówka , której "wystrój" pozostawia wiele do życzenia, to pracują tam wspaniali fachowcy, a sprzęt mają taki, że niech się wojewódzki szpital chowa. Naprawili mi dzieciaka tak, że po miesiącu od zabiegu chodzi już nawet bez kuli :)Jolinko ciąg dalszy nastąpi, już wariacki czas za mną (chyba?), a wydarzyło sie tyyle :))))Zaczynam to ogarniać...
    ściskam cieplutko..

    OdpowiedzUsuń
  3. Hanusia, jak tylko będę się wybierała do Końskich, to na pewno zajrzę, bardzo bym chciała Cię poznać. Teraz kiedy są zwierzęta, mniej czasu na wyrwanie się. Ostatnio byłam na ślubie mojego chrześnika na poczatku października, rodzice już nie żyją, ale cała moja rodzinka: siostra, dwóch braci, nadal w Końskich, to do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteśmy więc umówione, czekam na sygnał :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie to opisałaś ...
    Twoje rozterki i "przygody" mam nadzieję że u Ciebie wszystko dobrze i u Twoich bliskich ...
    a przede wszystkim cieszę się że Ciebie poznałam jesteś NIESAMOWITĄ osobą :*
    pozdrawiam gorąco Hanusiu i do usłyszenia i mam nadzieję że kiedyś jeszcze do zobaczenia
    Buziaki :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Skimm, na pewno jeszcze się zobaczymy, jeszcze nie raz... Jak to w Rodzinie :) Cieszę się, że mogłam poznać CIĘ osobiście. Ciebie i wszystkie te osobowości Dąbrówkowe...
    Daj Boże zarobić na telefony i paliwo, a nie ogonisz się ode mnie :)))
    Sylwiaczku, coraz bliżej wianków innych...
    Buziaki!!!!

    OdpowiedzUsuń